Jasieński, reż. Ewa Wyskoczyl

10:21

Życiorys Brunona Jasieńskiego był pełen kontrowersji, złych zwrotów „akcji”, nieprzemyślanych decyzji. W Polsce uważany za skandalistę, wariata, bolszewika i bluźniercę. Jego życie po dziś dzień jest owiane tajemnicą, wokół której tworzone są legendy. Reżyserka Ewa Wyskoczyl napisała swój własny portret pisarza, który przedstawiła w sztuce Jasieński


*więcej na temat życia Brunona Jasieńskiego można przeczytać tutaj: http://culture.pl/pl/artykul/dziwne-zycie-brunona-j

Do monodramów podchodzę w sposób powściągliwy. Jeszcze żaden mnie nie urzekł, nie wywołał u mnie emocji. Wybierając się na spektakl Jasieński starałam się odrzucić wszystkie uprzedzenia i ocenić sztukę obiektywnie. Jednak i tym razem skończyło się tak samo. Nie było emocji, refleksji, przemyśleń. Nie było nic. Ewa Wyskoczyl oparła swój spektakl na wierszach i tekstach Brunona Jasieńskiego oraz fragmentach książek: Kawior i popiół Marci Shore i Rozmowy z diabłem Leszka Kołakowskiego. Jej głównym celem nie było zilustrowanie biografii pisarza, lecz współczesne przedstawienie jego portretu. Przypomnienie osoby, która dzisiaj przez wielu jest już zapomniana.

Spektakl rozpoczyna się od słów –Ja jestem syn królewski, które po chwili zamieniają się w -Ja jestem syn kurewski. W trakcie spektaklu pada jeszcze wiele wulgaryzmów, które namiętnie wyrzucane są przez aktora.  I nie żebym coś do nich miała pojawiających się na scenie, ale te przekleństwa nie pasowały tutaj w ogóle. Pojawiały się w sposób siłowy, jakby wcale nie miało ich tam być. Główny bohater też nie wyróżnia się niczym szczególnym – wygląda jak „ktoś z nas”, ubrany jest w bluzę z kapturem i luźne spodnie. Zamiast mężczyzny w garniturze mamy mężczyznę w dresie. To jednak nie zniechęca, z wielkim zaciekawieniem czekamy na to, co wydarzy się dalej. Mężczyzna wychodzi na scenę, po czym rozpoczyna potok (bezsensownych) słów. Lewa, lewa, lewatywa, wypowiedziane w różnych intonacjach głosowych. Te i jeszcze wiele innych słów, które trudno spamiętać pojawiały się na scenie. Pojawiały się jakby bez większego sensu i celu.

Początek spektaklu to krótkie przedstawienie życiorysu polskiego poety. Oprócz tego jak zginął trudno było dowiedzieć się czegoś więcej. Cały spektakl oparł się na: prezentowaniu wierszy Brunona Jasieńskiego, krótkim przedstawieniu życiorysu i na „czymś”. I trudno powiedzieć, czym to „coś” było. To miał być spektakl o Jasieńskim. To miało być przedstawienie portretu pisarza. Nie zostało z tego nic. W rolę Jasieńskiego wcielił się Michał Majnicz. Jego postawa bardziej przypominała jakąś „wersję roboczą”, która wymaga doszlifowania, niż prawdziwą grę aktorską. Czasami zaczynałam się gubić nie mając pojęcia czy teraz mam do czynienia z prawdziwym Michałem Majniczem czy z Brunem Jasieńskim.

W całym Jasieńskim zdecydowanie za mało było tytułowego bohatera, albo nie było go wcale. Może, dlatego, że moja wizja poety rozbiegała się z tym nowoczesnym przedstawieniem Bruna Jasieńskiego i innej nie jestem w stanie zaakceptować (?). To nie był Bruno Jasieński, jakiego chciałam oglądać.


–Za samo frajerstwo do piekła nie idę.

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE