[...] Dla mnie satysfakcją jest to, że mogę kogoś rozbawić. Wywiad z Sebastianem Cybulskim

11:40

Teatr to miejsce, w którym się spełnia. Jego miejsce, w którym lubi być. Bo gra daje mu radość i satysfakcję – jest czymś więcej niż tylko grą. Na tym jednak się nie kończy, bo poza aktorstwem ma też inne pasje i „miliony” pomysłów na siebie. O miłości do teatru i PR-owskich zapędach porozmawiałam z Sebastianem Cybulskim


Agnieszka Kobroń: „Krótka piłka” – film czy teatr?
Sebastian Cybulski: Ciężko powiedzieć. Tego nie można porównywać. Jedno i drugie w jakiś sposób mnie ciągnie. W sumie od filmu wszystko się zaczęło, on wyłącznie mnie interesował i dlatego zdawałem tylko do łódzkiej filmówki. Co najśmieszniejsze w Łodzi złapałem bakcyla teatralnego! Uważam, że jedno drugiemu nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie jedno drugiemu pomaga. 

Gdybyś miał powiedzieć, co najbardziej kręci cię w graniu przed kamerą, a w graniu dla widzów na scenie, to co by to było?
Teatralnie to chyba największym argumentem dla mnie jest to, że ma się kontakt z widzem, z żywym człowiekiem, którego czujesz i którego reakcje na spektakl możesz oglądać, co wieczór – bo wiadomo spektakl, co wieczór jest inny. Natomiast film jest o tyle fajny, że to nad czym pracujesz jest zapamiętywane na całe życie. Ten dany moment będę mógł oglądać mając nawet sześćdziesiąt lat. Będę mógł wspomnieć sobie jak się wtedy czułem, jak wyglądałem, jak zagrałem. To są takie dla mnie takie dwie kluczowe różnice. 

A gdybyś miał wymienić jedną najważniejszą rzecz, którą kochasz w teatrze to byłoby to…?
To chyba byłby to kontakt z widzem. Ja lubię rozśmieszać widza, lubię śmiech. Dla mnie satysfakcją jest to, że mogę kogoś rozbawić – dać pięć sekund dobrej zabawy. Mówi się, że o wiele trudniej jest wzbudzić u widza śmiech niż wzruszyć go.

Jak często bywasz w teatrze?
Wiesz co, bardzo często. Okazało się, że jestem szewcem, który chodzi w butach (śmiech). Bardzo lubię chodzić do teatru i staram się to robić regularnie. Żeby nie skłamać to w sezonie potrafię być ze trzydzieści razy w teatrze.

To kiedy ostatnio byłeś?
Ostatnio byłem w… lipcu w Och Teatrze na próbie generalnej do spektaklu One mąż show, która odbywała się na szczęście w ciągu dnia, więc dla mnie idealnie, bo potem o osiemnastej miałem próbę. 

Tak na łatwiznę trochę idziesz (śmiech).
Nie, po prostu nie mam czasu. Jeśli nawet zdarza się, że mam wolny wieczór to czasami wolę po prostu zostać w domu, wyspać się, zregenerować po próbie. 


/fot. fb.com/SebastianCybulskiOfficial/

Kiedy jesteś na scenie i grasz, i słyszysz dochodzące z widowni dźwięki telefonu komórkowego, albo widzisz wchodzących i wychodzących widzów to co wtedy myślisz?
Takie wejścia i wyjścia jak ktoś idzie do toalety, czy komuś się nie podoba to ja jestem w stanie zrozumieć, ale telefony? Telefony są w cholerę męczące. Raz się nawet zdarzyło, że koledze aktorowi w garderobie zadzwonił telefon w czasie spektaklu. Takie czasy. Fajnie by było, jakby jakiś teatr dostał dofinansowanie z UE na te „magicznie kurtyny”, które odcinają zasięg w komórkach, ale tych telefonicznych. To by rozwiązało problem w sekundę. Niektóre teatry mają te „wygłuszacze” i wtedy nie trzeba na siłę nikogo przekonywać, żeby wyciszył czy wyłączył telefon. Na ogół jednak rzadko zdarza się, żeby komuś on zadzwonił. Największy problem jest wtedy jak spektakl ma przerwę, bo ludzie wychodzą, sprawdzają komórkę, a potem śpieszą się na tę drugą część spektaklu i po prostu zapominają o wyciszeniu telefonu. Kiedyś ktoś z moich dalszych znajomych mnie przepraszał, że w przerwie zapomniał wyłączyć telefon i „niechcący” podczas spektaklu ktoś do niego zadzwonił. To się zdarza. Istnieje chyba tylko jedno rozwiązanie, trzeba robić spektakle bez przerw (śmiech).

Od zawsze mnie ciekawiło skąd „ktoś” wie, że chce zostać aktorem. Skąd ty wiedziałeś, że taką właśnie drogą chcesz pójść?
Nie wiem. Nie mam pojęcia. Jedni traktują to, jako rodzaj terapii dla siebie, inni, jako misję. Ja jakoś zawsze byłem nadpobudliwy, swego rodzaju taką małpką, jak to w Łodzi wydział produkcji nazywał wydział aktorski. Gdy byłem dzieckiem to mówiło się na to popisywanie, później zaczęło się to zmieniać. Ja poprzez to, że gram – jak już wspomniałem wcześniej – chciałbym zaciekawić widza do jakiegoś stopnia; żeby go móc rozbawić, żeby móc nim manipulować, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. 

Zastanawiałeś się kiedyś, co zrobisz jak na scenie zabraknie już dla ciebie miejsca, albo jak znudzisz się aktorstwem?
Jasne! Cały czas się zastanawiam. Czasami nawet musiałem się zastanawiać, bo nie było „roboty”. Rodziły się pewne pomysły, teraz mi się one parę razy pozmieniały. Ale zawsze jakiś tam plan awaryjny jest i będzie. 

Dlatego ta twoja PR-owska podyplomówka?
Ogólnie zanim dostałem się do szkoły to współpracowałem z teatrem Stara Prochownia w Warszawie. Najpierw pracowałem tam jako aktor-amator, który brał udział w warsztatach. A te potem przerodziły się w spektakl Gra Adama, Radka Figury. To było w 2002 roku, w grudniu. Zaprzyjaźniłem się z tym teatrem i zostałem zatrudniony na trzy/cztery miesiące w dziale promocji. Tak naprawdę to byłem od wszystkiego. Uczyłem się programu Photoshop, sam składałem plakaty i do tej pory korzystam z tych umiejętności. Nawet logo Teatru, który przez jakiś czas nazywał się ProchOFFnia był mojego autorstwa, zrobiony metodą chałupniczą. Te studia podyplomowe były dlatego, bo kręci mnie taka organizacja, planowanie wszystkiego. Do Pewniaka dostałem pozwolenie od Old Timers’a – teatru gdzie gramy ten spektakl docelowo – że mogę zgłaszać i wysyłać tę sztukę. I dlatego gramy go teraz tutaj na Scenie Malarnia (przyp. scena Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach). Zgłaszam Pewniaka również na różne festiwale, zobaczymy co z tego wyjdzie. Stąd te moje PR-owskie zapędy. Na tym jednak nie poprzestaję, mam jeszcze pomysł na jedne studia.

Na jakie?
Nie chcę zdradzać...

To powiedz chociaż z czym związane?
Po części też związane ze sztuką, ale trochę od tej drugiej strony – trochę taki dalszy rodzaj organizacji, uzupełnienie do moich obecnych działań, a tak poza tym, to kto wie co mi jeszcze przyjdzie do głowy (śmiech).

W jakich miastach jeszcze grasz? W Warszawie, tutaj w Katowicach…
Był Poznań, teraz jest go już bardzo mało. Od dwóch lat gram w Białymstoku, od trzech lat w Radomiu. Teraz jeszcze pojawił się taki projekt w Siedlcach, na szczęście blisko Warszawy, więc nie będą to jakieś uporczywe wyjazdy.

Znajdujesz w tym wszystkim jeszcze czas dla siebie?
Jasne, że tak. Jak kończą się próby to potem mam czas dla siebie. Na przykład lubię jeździć do Białegostoku, bo tam zazwyczaj gramy wieczorem, a teatr jest w centrum, prawie w parku, więc jak tylko jest ciepło to potrafię cały dzień w nim przeleżeć. Traktuję te weekendowe wyjazdy, jako pewną formę wakacji dla mnie. Jadę np. do Poznania śpię sobie do dwunastej, potem mogę wyjść na jakiś spacer z psem jak uda mi się z nim przyjechać. O godzinie siedemnastej, wiem, że pora już zbierać się do teatru, a po skończonym spektaklu mam cały wieczór dla siebie i jest miło, i sympatycznie.

…Fajnie masz (śmiech).
To jest fajne, ale jak tak regularnie się wyjeżdża to ten czas wolny też się trochę zmienia. Uwielbiałem podróżować, ale teraz jak tak, co drugi dzień wyjeżdżam to potem jedyne, o czym marzę to odpocząć we własnym domu.

W jednym z wywiadów powiedziałeś: […] jak już odchodzić, to bez pozostawiania furtki powrotnej – wiem, że zdanie wyrwane trochę z kontekstu, ale samo w sobie bardzo mnie zastanawia. Zawsze odchodzisz bez pozostawiania tej furtki powrotnej?
To było a propo serialu? Mam nadzieje, że nie spaliłem tam w produkcji za sobą mostów. To nie było tak, że nagle powiedziałem, że odchodzę, tylko to był naprawdę długi proces na przestrzeni półtora roku, czy dwóch lat. To było za porozumieniem stron. Nie chciałem palić mostów. To raczej dotyczyło czegoś, czego ja sam nie lubię oglądając seriale np. czemu mi zmieniają aktora, albo gdzie podział się ten wątek, który był. Wtedy, jako widz czuję się oszukany i dlatego pomyślałem, że w Barwach Szczęścia nie chciałbym zostawić widza z takimi pytaniami i domysłami. Wydaje mi się, że wszyscy na tym skorzystali: serial, widz i ja, bo to było dosyć mocne odejście. 

Miałeś podobną sytuację w teatrze? Coś ci nie pasowało, albo coś się stało i chciałeś odejść?
Tak, nieraz. Z różnych powodów, a to personalnych, a to spraw czysto zawodowych np. nie pasowała mi koncepcja.

Ale już potem nie wracałeś?
Nie, nie. Jak można sobie wyjaśnić wszystko i podziękować, to po czemu ma być coś na siłę?

Wypada nam takim „poważnym akcentem” zakończyć (śmiech). Dziękuje za rozmowę.
Dziękuje bardzo.

Zobacz także

1 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE